Witam serdecznie. Ostatnio przydarzyło mi się coś niesamowitego, co skłoniło mnie do napisania tego właśnie posta. Zainteresowanych- zapraszam do zapoznania się z poniższą treścią.
"Większość cieni tego życia jest spowodowana tym, że sami zasłaniamy sobie słońce" - Ralph Waldo Emerson
Niedawno spacerowałam sobie po Warszawie. W spacerze towarzyszyła mi jedna osoba. Było ciepłe popołudnie(tak, tak, wiosna przyszła), świeciło słońce, kamieniczki promieniowały radością. Zatrzymałyśmy się na chwilkę zmęczone ciągłym chodzeniem. Wokół nas, jak to w Warszawie po południu, otaczały nas tłumy ludzi- spacerujących, biegnących, siedzących, czekających, jedzących, pracujących. Nie byłam co prawda wtedy w zbyt dobrym nastroju, niedawno dowiedziałam się o czymś, co niekoniecznie mnie uszczęśliwiło- wręcz przeciwnie. Ale nie chcę być osobą użalającą się nad sobą siedząc w domu bezczynnie. Więc wyszłam na miasto, a w tamtej konkretnej chwili stałam w jego centrum. Było magicznie: promienie słońca oświetlały uliczki padając na nie pod łagodnym kątem, otulając je ciepłymi barwami. Każdy człowiek miał swoje myśli, w których był pogrążony, grała muzyka, a wiatr przytulał każdego nie dając zapominać o tym, że jeszcze niedawno towarzyszył mu śnieg. Byłam najedzona, wyspana, było mi ciepło, ale ciągle jedna myśl zatruwała moje szczęście. I wtedy zobaczyłam parę całującą się zapamiętale. Kobieta z bukietem czerwonych róż i mężczyzna w popielatym płaszczu. Scena jak z filmu, ale wokół nich nie było kamer. Kobieta była na nim zawieszona, obejmując go nie dotykała stopami ziemi, a on przyciskął ją do siebie mocno. Pomyślałam tylko o jednym- dla nich nie istnieje to, co się dzieje wokół. Istnieje tylko tu i teraz. Wyglądali, jakby spotkali się po kilkuletniej rozłące. Cieszyłam się ich radością, która promieniowała z każdego miejsca wokół mnie, którą dało się wyczuć nawet w świeżym powietrzu przepuchającym się przez nos aż do płuc.
I wtedy osoba będąca ze mną szturchnęła mnie informując, żebyśmy przeszły kawałek dalej, bo zbliża się do nas pijany człowiek - mężczyzna wyglądający na bezdomnego, którego lepiej będzie uniknąć i lepiej będzie odejść z miejsca, w którym stałyśmy.
I wtedy doznałam olśnienia. I ja i osoba mi towarzysząca byłyśmy w tym samym miejscu. Ja widziałam szczęście, ludzi uśmiechających się, świat cieszący się ciepłym i pełnym kolorów popołudniem. Była odprężona, ta chwila w pełni mi wystarczała i potrafiłam ją docenić. A w tym samym momencie moja towarzyszka bała się, widziała potencjalne zagrożenie, brudnego, najprawdopodobniej nie pachnącego zbyt ładnie człowieka ubranego najprawdopodobniej w sprane, szarawych kolorów ubranie.
Widzicie różnicę?
Byłyśmy w tym samym miejscu, w tym samym czasie.
Ale pozwalałyśmy sobie na odbiór innych rzeczy ze świata zewnętrznego. Pozwalałyśmy innym rzeczom, żeby kształtowały dalszy rozwój sytuacji.
Sami wybieramy to, co chcemy zobaczyć, na co chcemy się otworzyć, co chcemy dostać od losu, od każdej chwili, którą nam oferuje. Mamy wybór. Sami wybieramy kim chcemy być(nie mówię o zawodzie, ale o naszym stylu życia, podejściu do każdej sytuacji, naszym charakterze) i przez to wybieramy jaką ścieżką idziemy. To, o czym myslimy, na co się otwieramy kształtuje nasz świat(wewnętrzny, a przez to zewnętrzny), ponieważ to, na czym skupiamy swoją uwagę, czego szukamy, co chcemy zobaczyć- własnie to dostajemy od losu. Mamy wybór: możemy zdecydować się widzieć dobre strony każdej sytuacji lub mieć wszystko i wciąz być nieszczęśliwi. To, na czym najbardziej nam zależy, o czym myślimy dniami i nocami, na czym koncentrujemy się cały czas- właśnie za tym podążamy. Świadomie lub nie- podejmujemy decyzję, a skupiając na tej rzeczy swoje myśli przychodzi nam coraz więcje możliwości zbliżenia nas do upragnionego celu.
Byłam w tym magicznym miejscu, ale jedna rzecz nie pozwalała mi cieszyć się pięknym popołudniem. Mimo wszystko walczyłam z tym, czego nie mogłam zmienić w danej chwili, starając się szukać czegoś pozytywnego- i właśnie to dostałam. Myślę, że życie jest właśnie tak proste. Jeśli nastawisz się wewnętrznie na szczęście- zrobisz wszystko, żeby je osiągnąć. I nie mówię tu o materialnych jego wyznacznikach, bo to nie one tworzą człowieka szczęśliwym. Moża być bogatym, można mieć rodzinę/wymarzoną pracę/karierę/wybierz swoje i wciąż być nieszczęśliwym ze względu na jedną drobną rzecz. Żeby być szczęśliwym trzeba nauczyć się być szczęśliwym niezależnie od okoliczności, trzeba nosić szczęście zawsze w sobie i doceniać wszystko, każdy najdrobniejszy szczegół, każdą chwilę, jaką daje nam życie. Życie jest właśnie takie proste. Ale, żeby nie było tak łatwo- ciężko jest nauczyć się być szczęśliwym przez każdą chwilę naszego życia. Jesteśmy zdenerwowani, zabiegani, głodni, rozdrażnieni.. Ale wciąż mamy wybór. Możemy widzieć tylko te złe strony, lub świadomie podjąć decyzję o skupieniu się na dobrych stronach każdej sytuacji. To nasza decyzja czy uśmiechniemy się do drugiego człowieka i idąc bardzo daleko w moich przypuszczeniach zyskamy przyjaciela, czy też odwarkniemy komuś niegrzecznie na pytanie i zyskamy wroga.
Zdecydowanie wybieram bycie szczęśliwą. Ale, mimo ciągłej pracy nad sobą trwającej już od prawie roku, wciąz mam z tym kłopoty kiedy coś wybitnie idzie nie po mojej myśli i oddalam się od upragnionego celu zamiast do niego zbliżać. Dlatego też to piszę, żeby pamiętać o tym, kiedy zabraknie mi motywacji.. i żeby Was zmotywować do tego, żebyśccie się nie poddawali :) Nigdy.
Wpis bardzo subiektywny i bardzo osobisty, bo oparty na moich własnych spostrzeżeniach, przemyśleniach i przeżyciach.