środa, 27 marca 2013

Teoria a praktyka, czyli suszenie suszarką a naturalne wysychanie włosów


W teorii jest tak: zbyt ciepła temperatura, jaką zapewnia naszym włosom prostownica bądź lokówka zdecydowanie niszczy kosmyki. Wie o tym chyba każdy, dlatego tak bardzo rozreklamowane są tzw. produkty termoochronne. Kosmetyki te mają chronić nasze włosy podczas gdy my narażamy je na niszczycielskie siły tych pochodzących z horrorów urządzeń. Jednak jest jeszcze jedno urządzenie, które wiele z kobiet(no i mężczyzn też przecież) posiada w swoich domach i bez którego nie można się obyć po umyciu. I tutaj rozpoczyna się mój jakże filozoficzny słowny występik.

Po pierwsze wybór suszarki. Swoją wybrałam około rok temu. Z informacji przeze mnie zebranych w tamtym czasie wynikało, że dobre urządzenie do suszenia włosów powinno mieć:  regulacje stopnia ciepła i siły nawiewu, jak i również dużą moc. To takie bardziej techniczne rzeczy należące do minimum. Ja potrzebowałam jeszcze długiego przewodu, który zapewniłby mi komfort i wygodę. Zdecydowałam się także na urządzenie, które miało "w pakiecie" dyfuzor i taką jakby nakładkę zwężającą strumień powietrza. A jako że trafiła mi się akurat promocja i kusiła również długa gwarancja, to zakupiłam suszarkę z funkcją jonizującą. Teraz pokrótce wyjaśnię co po co. Otóż: dyfuzorem powinno suszyć się loki i fale, aby nie utraciły kształtu i były lepiej zdefiniowane(też trzeba się tego nauczyć, tak łatwo że przyłożymy coś do głowy i zrobi się samo to nie ma). I kiedy się go używa należy(teoretycznie) nastawić najcieplejszy i najsłabszy nawiew. Funkcja jonizująca natomiast nie jest do końca udowodniona naukowo, jednak czytałam że zostały przeprowadzone testy i gorzej z włosami nie było, a wręcz lepiej. Więc działa, tylko że mądrzy ludzie nie potrafią tego mądrze uzasadnić ;) A sama jonizacja zapobiegać ma elektryzowaniu się włosów i je wygładzać. Dodatkowy szczególik to obudowa: powinna być ceramiczna, aby nie nagrzewała się i dodatkowo nie podgrzewała emitowanego z suszarki powietrza.

Po drugie kwestia zabezpieczenia. Jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzmiało :) Znów użyję tego osławionego "mówi się", że powinno się zabezpieczać włosy przed ciepłem. I o ile ktoś używa bezproblemowo silikonów i innych substancji typowo filmotwórczych z powodzeniem to nie ma problemu. Nakładamy je przed suszeniem i już. Co natomiast, jeśli staramy się ich wystrzegać w swojej pielęgnacji? Otóż oleje idą nam z pomocą, spełniając przy tym podwójną rolę: chronią i odżywiają jednocześnie. Jednak trzeba być ostrożnym i uważać z "przedawkowaniem", które skutkować będzie nie czym innym jak przeciążeniem, oklapnięciem i efektem nieświeżych włosów.

I tutaj zaczyna się mój problem i zagwostka. Bo najlepiej jest dla mnie w chwili obecnej nakładać odrobinkę oleju na suche pasma, tak by odpowiednio go dozować. Jednak żeby wysuszyć bezpiecznie włosy powinnam  nałożyć go na mokre kosmyki, co w praktyce zwykle powoduje u mnie puch. (nie ma to jak kapryśne włosy)I tak im źle i tak im niedobrze.

Po trzecie sprawa naturalnego wysychania. Jest to oczywiście coś najwspanialszego(a przynajmniej tak wszyscy twierdzą), co możemy zrobić dla swoich włosów. I nie mówię, że nie jest tak. Tylko oczywiście osoby o szybko schnących włosach(tych TEORETYCZNIE wysoko porowatych, które szybko wchłaniają i szybko oddają wodę) są tutaj uprzywilejowanie niesamowicie. Ale ja, jak to ja, nie mogę zaliczyć siebie do czegokolwiek tendencyjnego. O nie. Moje włosy, pomimo że wysoko porowate, schną niesamowicie długo. 16 godzin to dla nich standard. Ostatnio co prawda wariują i wyłamują się i z tego schematu, na przekór wszystkim moim dotychczas wyrobionym sobie na ich temat opiniom wysychają w max. godzinę, ale potraktuję to jako wyjątkowo dziwne sytuacje. Tak więc co mamy zrobić, kiedy włosy schną bardzo długo pozostawione same sobie? Mamy kłaść się spać(bądź wychodzić na dwór, o zgrozo!) z mokrą głową? Nie, nie sądzę. Włosy mokre są bardziej wrażliwe na uszkodzenia, łamania itp. Nie jest więc dobrym pomysłem położenie się do łóżka z mokrymi kosmykami. Pomijając oczywiście fakt zwykłej niewygody(ja np. nie lubię tego). Tym bardziej niebezpieczne jest wychodzenie z mokrą głową na dwór, szczególnie w zimę. Nie pozostaje więc nic innego jak suszenie włosów suszarką. W takim wypadku najlepiej tym jak najmniej ciepłym powietrzem. 

Suszenie a puch. Bardzo często, jeszcze kilka lat temu, po wysuszeniu włosów miałam ich na głowie ogromną ilość. A raczej naokoło głowy. Bałam się nawet  wyjść na ulicę, żeby ludzie nie zaczęli krzyczeć na mój widok. A to wszystko oczywiście za sprawą niemiłosiernego puchu. Co ciekawe jednak widzę różnicę pomiędzy tamtą suszarką a obecnie przeze mnie używaną i ta nie powoduje tego puchu(chyba że to efekt pielęgnacji, w szczególności przeproteinowania). Z kolei, dla kontrastu, kiedy dam włosom wyschnąć samoistnie tworzy się puch niemiłosierny. Nie odkryłam jeszcze, czy to wina tego, że w otoczeniu, w jakim schną jest dość sucho. Nie wiem nawet, czy poziom wilgotności otoczenia przy wysychaniu włosów ma na to w  ogóle jakiś wpływ. Zastanawia mnie to jednak totalnie.


Opisałam tutaj swoje spostrzeżenia na temat tego, jak zachowują się moje włosy podczas suszenia suszarką i jak, kiedy pozostawię je do wyschnięcia naturalnego. Widać jednak, że  nie wszystkie włosy mogą schnąć sobie same, bo albo schną za długo, albo jest to niewygodne, albo z wielu innych powodów(choćby kwestia możliwego przeziębienia, na co np. ja jestem aż nadto podatna). Pozostaje również kwestia wrażliwego skalpu, które suszenie może wysuszać, co w  konsekwencji może powodować inne nieprzyjemności. I jest też jeszcze wiele pytań, na które po roku włosomaniactwa nie potrafię, niestety, znaleźć odpowiedzi. Między innymi dlatego postanowiłam założyć tego bloga :)
P.S. Gdyby ktoś był ciekaw suszę obecnie włosy Pearl Dryer Remington AC5011, ale czy jestem z niej zadowolona i jak się sprawuje pisać na razie nie będę.

12 komentarzy:

  1. Masz piękne i jeszcze raz piękne włosy!
    Moje po wysuszeniu suszarką nabierają blasku, a kiedy wymodeluję je na okrągłej szczotce są bardzo miękkie w dotyku i ładnie się wygładzają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :)
    Też bym tak chciała, ale rzuciłam szczotki dla grzebienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. 16 h schną? masakra ;O moje ok. 3 h

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zawsze suszę grzywkę :) Na codzień staram się by schły same ale już na jakieś większe wyjścia suszę bo wyglądają milion razy lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moje schną "tylko" 3 godziny więc jakoś da się wytrzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Maska Biovax w Super-Pharm kosztuje obecnie 12,99 zł (z kartą LifeStyle), a 19,99 zł (bez karty). Jestem bardzo ciekawa jak u mnie się sprawdzi. Nie liczę na zahamowanie wypadania, ale może jakieś nowe urosną :D

    OdpowiedzUsuń
  7. jestem za naturalnym suszeniem ;) nie lubię puchu po suszarce ;/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja suszę naturalnie, ale kiedy wracam do rodzinnego domu używam suszarki. Mam wtedy duży puch, ale następnego dnia włosy ładnie wyglądają. Czasem nie da się bez suszarki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie mam tak samo z suszarką, na drugi dzień o wiele lepiej :)

      Usuń
  9. ja susze suszarka z chłodnym nawiewem mam krótkie włosy.ale ostatnio staram się je także suszyć naturalnie dość długo mi schły aż zimno mi się na głowie do rana utrzymywało mimo że w domu ciepło ok 25 stopni zawsze jest. gdy zrobiłam żel lniany na wydobycie skrętu okazało się że jednak mogą wyschnąć mega szybko więc może spróbuj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie jakakolwiek postać żelu lnianego wysusza włosy i powoduje puch :) Teoretycznie jest to kosmetyk nawilżający, ale moje włosy mają swoje racje i im się nie da tego przetłumaczyć :)

      Usuń

Tutaj obowiązuje jedna zasada: NIE CZYTAŁAŚ - NIE KOMENTUJ.
To naprawdę widać. I nie zachęca do odwiedzenia Twojego bloga :)

Poza tym- na wszystkie komentarze i pytania postaram się odpowiedzieć.
Zapraszam do komentowania i dziękuję za każdą opinię.