czwartek, 30 maja 2013

Majowe zużycia, czyli projekt DENKO - MAJ 2013

Witajcie :) Bez zbędnych wstępów zapraszam Was na maojwy projekt denko, w którym pokażę co cużyłam i powiem, jak się u mnie sprawdził dany kosmetyk. Zapraszam.


1. Hegron Creme Voeding - Odżywka bez spłukiwania - Użyta zgodnie z przeznaczeniem strasznie pyszy włosy i sprawia, że odstają na wszystkie strony. A używana do mycia włosów nie domywa ich. Więcej o niej możecie przeczytać tutaj. Nie kupię ponownie.
2. Hegron Creme Spoeling - Odżywka do spłukiwania - Nie używałam nigdy zgodnie z przeznaczeniem. Ale jest to mó ideał do mycia włosów, bo domywa oleje, odświeża włosy, pięknie pachnie. Tyle tylko, że jest niewydajna. Więcej o niej możecie przeczytać tutaj. Z pewnością kupię ponownie. 
3. Luksja 'Creamy' Żel pod prysznic - Kupiłam go w promocyjnej cenie w Biedronce. Mył, ale trzeba było potem użyć balsamy do ciała. Ja z kosmetykami pod prysznic lubię eksperymantować i nie lubię dużo za nie płacić, więc nie kupię ponownie. 
4. Nasiona Kozieradki - Niestety już zakupiłam następne opakowanie i nie wiem, do czego je zużyję, bo jako wcierka totalnie się nie sprawdziła. Więcej o niej możecie przeczytać tutaj. Nie kupię ponownie.
5. Krem Nivea - Mój ideał, który nadaje się do wszystkiego. Towarzyszy mi już od najmłodszych lat. Nosze go ze sobą wszędzie i używam do twarzy, rąk, stóp- po prostu nadaje sie na całe ciało. Z pewnością kupię ponownie.
6. Sensique - Puder prasowany - Miałam odcień najjaśniejszy i o dziwo był odpowiedni do mojej trupio bladej cery. Jednak czasem ważył się na twarzy, więc lepiej nakłądać go pędzelkiem. Poza tym- rozkruszył się po tym, jak upuściłam go na podłogę i miałam puder sypki :) Tutaj było lepiej. W dodatku był wydajny, ale.. nie polubiłam go jednak, bo był za ciężki i często dawał efekt maski. Nie kupię ponownie. 
7. Dr. Oetker - Żelatyna - Służyła mi do laminowania włosów.  Nie mam jeszcze zdania co do tego zabiegu, pomimo że zrobiłam go chyba z 8 razy. Nie wiem, czy kupię ponownie.
8. Cleanic - Waciki - Moje ulubione waciki. Są delikatne, nadają się do zmywania makijażu oczu, przecierania twarzy tonikiem. Nie wchłaniają za dużo kosmetyku. W promocyjnej cenie w Naturze można dostać 3 opakowanie 120 sztuk za niecałe 10zł- ja tak zawsze kupuję, więc jest to zakup bardzo opłacalny. Z pewnością kupię ponownie.
9. Olej rycynowy - Używałam go do olejowania skalpu przed myciem, ale.. nie sprawdził się, wręcz przeciwnie. Chyba poświęcę mu osobny wpis. Nie wiem, czy kupie ponownie.
10. Joanna Naturia Odżywka bez spłukiwania z makiem i bawełną - Jak dla mnie wszystkie odzywki z tej serii mają identyczne działanie, różni je jedynie zapach. A ta ma najlepszy, jest przepiękny wręcz. Myślę, że poświęcę tym odżywkom osobny wpis w najbliższej przyszłości. Nie wiem, czy kupię ponownie. 
11. Joanna Naturia Odżywka bez spłukiwania z lnem i rumiankiem - Odkąd dowiedziałam się, że odzywki z tej serii mogą prowadzić do wysuszenia włosów dałam sobie z nimi spokój i zużyłam je do golenia nóg. Średnio się sprawdziły. Nie kupię ponownie.
12. Joanna Naturia Odżywka bez spłukiwania z miętą i wrzosem - Pachnie bardzo świeżo i ładnie, pomaga, jak każda z tej serii, rozczesać włosy, ale tak jak wcześniej- może wysuszyć włosy, więc z niej zrezygnowałam. Nie kupię ponownie. 
13. Jantar - Odżywka do włosów i skóry głowy - Idał! Koi, nawilża i łagodzi podrażnienia skalpu, w dodatku przyspiesza przyrost włosów i przyczynia się do powstania gąszczu baby hairs. Więcej mogłyście przeczytać o nim tutaj. Szkoda, że zmienił się skład, ale jak znajdę gdzieś starą wersję, to z pewnością kupię ponownie. 
14. Joanna 'Z Apteczki Babuni' jajeczna odzywcza maseczka do włosów - Bubel. Starczyła na trzy użycia, śmierdziała i napuszała włosy. W dodatku miała kiepski skład. Więcej o niej możecie przeczytać tutaj. Nie kupię ponownie. 
15. Seboren - Bardzo go lubię. Ogranicza wypadanie włosów i łagodzi swędzenie skalpu. Radzi sobie z łupieżem. Więcej możecie przeczytać o nim tutaj. Podobno został wycofany. Jak go gdzies dostanę, to z pewnością kupię ponownie. 
16. Dove Beauty Cream Bar - Bardzo fajna kostka, świetnie się pieni i myje dokładnie. Cudownie pachnie. Z pewnością kupię ponownie. 
17. Dove Supreme Cream Oil - Troszkę gorsza od poprzedniczki, ale też bardzo ją lubię. Nie wiem, czy kupię ponownie.
18. Ziaja 'Masło Kakaowe' Wygładzająca maska do włosów - Ładnie pachnie, a poza tym nic nie robi z włosami. Bubel, w dodatku mało wydajny. Więcej możecie o niej przeczytać tutajNie kupię ponownie. 
19. Ziaja 'Kozie mleko' Krem 2 - Na początku byłam za chwycona jego działaniem, więc dokupiłam krem 1. Idealnie nawilżał, pięknie pachniał, był tani, treściwy i wydajny(używałam go od stycznia). Ale potem się okazało, że zapychał i powodował powstawanie tzw. kaszki na czole. Nie kupię ponownie.
20. Ziaja 'Kozie mleko' Krem 1 - Jak wyżej wspominałam, to również bubel, chociaz zpaowiadął się swietnie. Nawilżał buzię, był lekki i idealny pod podkłąd krem na dzień. Ale również zapychał i powodował powstawanie tzw. kaszki na czole, więc zużyłam go do kremowania stóp. Zaskoczyły mnie te kremy, bo ja z reguły nie mam wcale krostek, a moja skóra jest niezwykle mało podatna na zapychanie. No ale cóż poradzić. Nie kupię ponownie.
21. Bioetika1 - Crema di Essenza idratante - Miała nawilżyć, ale napuszyła. Nie ma złego skłądu, jest wydajna, ale do włosów wysoko porowatych nie lubiących oleju kokosowego się nie sprawdzi. Więcej możecie o niej przeczytać tutaj. Nie kupię ponownie.
22. Ziaja krem na dzień z bioolejkiem z pestek winogron - Bardzo go polubiłam. Koi, nawilża, nadaje się pod matujący bądź wysuszający podkład, ale niestety z lejącym filtrem się nie sprawdzi. Ale mimo to jest świetny, bo kosztuje grosze, nie zapycha i starcza na długo. Gdybym nie rezygnowała z używania kremów na dzień, pewnie kupiłabym go ponownie. 
23. Ziaja Odżywka bez spłukiwania 'Intensywny kolor' do włosó farbowanych - Mimo opornej, zbyt gestej jak na takie zastosowanie konsystencji kosmetyku, świetnie dyscyplinuje włosy i ułatwia rozczesywanie, mimo że sprzyja wyrywaniu włosów. Nie puszy i nie wysusza. Więcej o niej możecie przeczytać tutaj. Nie wiem, czy kupię ponownie.

Cieszę się, bo poszło mi nawet lepiej niż w zeszłym miesiącu, ale wciąż mam ogromne zapasy i muszę pozbyć się co najmniej tylu kosmetyków w przyszłym miesiącu, ile udało mi się zużyć w tym. 

A jak Wam idzie zużywanie kosmetyków? A może używałyście któregoś z tutaj zaprezentowanych?

wtorek, 28 maja 2013

Joanna z apteczki babuni - recenzja odżywczej jajecznej maseczki do włosów


Witam serdecznie wszystkie czytające :) Dziś mam dla Was recenzję maseczki, którą możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej. Kupiłam ją bo.. no cóż, działanie jej mlecznej siostry mnie zachwyciło. A jak to było z nią?




Cena: W supermarketach do 10zł, a mniejszych sklepikach ok. 6zł. Cena niewielka i bardzo zachęcająca.  Mnie odpowiada, chociaż na nieszczęście tej maseczki to ejden z niewielu jej plusów.

Zapach: Chemiczny i nieładny. Nie utrzymuje się całe szczęście na moich włosach, ale.. przy nakładaniu też przyjemności nie ma żadnej. W sumie to zapachem nie różni się też za bardzo od swojej mlecznej siostry... Ale jednak nie zachęca, wręcz odstręcza ten chemiczny smrodek.

Konsystencja: Bardzo rzadka i rozwodniona. Musze przyznać, że bardzo denerwowało mnie nakładanie tej maseczki na włosy, bo jakbym się nie starała i tak połowa lądowała w wannie przez to, że była taka rzadka. Kolejny minus. 


Wydajność: Przez to, że jest taka rozwodniona, starczyła mi na dokładnie 3 użycia. Jest więc tragicznie. Następny minus.

Opakowanie: Ładne i wygodne. Zakrętka jest szczelna, a do słoiczka bezproblemowo wchodzi dłoń i można maseczkę wygodnie nabrać. No i wszystko można zużyć, a także wiadomo, ile jeszcze kosmetyku zostało. Jednak, ze względu na konsystencję myślę, że lepiej sprawdziłaby się tubka. 


Dostępność: Supermatkety i osiedlowe sklepiki kosmetyczne. O dziwo nie widziałam jej ani w Rossmannie, ani w Naturze. Taka sobie.

Skład:


Aqua - woda
Cetearyl Alcohol - alkohol cetylowy - emolient, zmiękcza i wygładza, zapobiega odparowywaniu wody z włosa
Dimethicone - wygładza, emolient, silikon zmywalny łagodnym szamponem
Quaternium-91 - substancja filmotwórcza, nadbudowująca się na włosie, zmywalna jedynie SLS'em. 
Glycerin - gliceryna - również oblepiacz, substancja nawilżająca i wygładzająca, u mnie powoduje puch :)
Ricinus Communis Seed Oil - olej z nasion rącznika pospolitego, czyli olej rycynowy - ma właściwości przyciemniające włosy, mówi się, że kondycjonuje włosy, ale też i przesusza, jest wiele jego zwolenniczek jak i przeciwniczek. Ja jestem pośrodku :)
Cetrimonium Methosulfate - ułatwia rozczesywanie, zapobiega elektryzowaniu, konserwant(ale nie można go używać w kosmetykach jeśli ma mieć takie działanie), SUBSTANCJA DRAŻNIĄCA
Propylene Glycol - glikol propylenowy - ułatwia przenikanie innych składników wgłąb włosa, nawilża(humektant)
Triticum Vulgare Germ Extract - ekstrakt z kiełków pszenicy - odżywia i chroni(moje włosy pszenicę bardzo lubią) 
Luteum Ovi Extract - ekstrakt z żółtka - źródło protein, odżywia i uzupełnia ubytki we włosie
Cinchona Succirubra Bark Extract - wyciąg z kory chinowca soczystoczerwonego - pierwsze słyszę :D - taki naturalny promotor przejścia, pobudza krążenie
Pollen Extract - ekstrakt z pyłku kwiatowego - zawiera aminokwasy, witaminy i wiele innych wartościowych rzeczy, których wymienianie zajęłoby mi kolejne kilka linijek, tak więc jednym słowem: odżywia
Urtica Dioica Leaf Extract - ekstrakt z liści pokrzywy - odświeża(przedłuża świeżość włosów), jakieśtam właściwości odzywcze ma, jak to każde ziółko
Capsicum Frutescens Fruit Extract - elstrakt z owoców papryki cayenne - z tym ekstraktem spotkać się można przede wszystkim w kosmetykach mających na caly zwalczyć cellulit, bo działa podudzająco na skórę, przyspiesza krążenie krwi i rozgrzewa, źródło witamin, składnik przeciwrodnikowy i antybakteryjny
Tocopherol - witamina E, wzmacnia, nawilża, przeciwutleniacz 
Triethanolamine - trietanoloamina - regulator pH, maksymalne stężenie to 2,5%
Parfum -  zapach
Benzyl Salicylate - salicylan benzylu - kolejny zapach
Hexyl Cinnamal - aldehyd heksylacynamonowy - udaje, że jest jasminem i pachnie jak on, ale tak naprawdę to UCZULA I DRAŻNI
DMDM Hydantoin - konserwant, POCHODNY OD FORMALDEHYDU, MOŻE PODRAŻNIĆ I PODEJRZEWA SIĘ, ŻE WYWOŁUJE RAKA
Methylchloroisothiazolinone - konserwant
Methylisothiazolinone - konserwant
CI:19140 - tertrazyna - barwnik, MOŻE UCZULAĆ
CI:16255 - barwnik, MOŻE UCZULAĆ

W składzie znajdziemy kilka oblepiaczy, w tym jeden silikon zmywalny łagodnym szamponem i niestety quaternium, które można zmyć wyłącznie silniejszym detergentem. Minusem jest dla mnie obecność tych substancji tak wysoko w składzie. Jednak potem możemy znależć wspominany przez producenta olej rycynowy, a także ekstrakt z jajka. Ponadto, jest w tej maseczce dużo ekstraktów(ja je obwiniam o wysuszenie), co się chwali, a jakże. Jednak kosmetyk ten zawiera wiele substancji drażniących i potencjalnie uczulających, są barwniki i konserwanty.. Fe, producent się mimo wszystko nie postarał.

Działanie: Dziękuję Bogu, że nie podkusiło mnie i nie nałożyłam tej maseczki na skalp, aż się boję pomyśleć, z czym bym musiała teraz się zmagać! Jeśli zaś chodzi o działanie na włosy: zaraz po nałożeniu fajnie je wygładza, włosy wszystko z chęcią "zjadają". Jednak po spłukaniu(po 30min.) tego kosmetyku i po wyschnięciu włosów.. Kosmyki sa suche. Olej rycynowy i te wszystkie ekstrakty, wiadomo, wysuszyć mogą. Ale jakoś nie podkusiło mnie żeby przeanalizowac skład przed użyciem, to i się doigrałam i doczekałam przesuszenia, bo moje włosy ziół nie lubią. Ogólnie włosy były lekkie, nie błyszczały, ale puch mnie skutecznie od tej maseczki odpychał. Z pewnościa już do niej nie wrócę, ba- będę miała koszmary w nocy! Na moich wysoko porowatych włosach ta maseczka spowodowała spustoszenie!

Podsumowując, pomimo zachęcajacej ceny i wygodnego opakowania, a także wielu ciekawych ekstraktów w składzie więcej tej maseczki nie kupię. Jej konsystencja, wydajność, a przede wszystkim działanie skazują ją na porażkę. Jest zbyt rzadka, starcza na kilka użyć, a w dodatku jedynym efektem, jakiego mozna się spodziewać jest przesuszenie i napuszenie włosów. BUBEL!

A Wy używałyście tej maseczki? 

niedziela, 26 maja 2013

Podsumowanie akcji "Piję na zdrowie" - moje spostrzeżenia


Witajcie. Minął już miesiąc, a nawet trochę więcej, w którym to brałam udział w akcji "Piję na zdrowie". Nie, nie alkohol piłam :D Zaraz powiem, co i jak robiłam, a także po co to robiłam, no i  j a k i e  e f e k t y  o s i ą g n ę ł a m. Tutaj jest ogólne podsumowanie u Puszysławy, organizatorki tej cudownej akcji! A zaraz ja podzielę się bardziej szczegółowymi, moimi obserwacjami.


Otóż, ja jakoś tak już na początku kwietnia zorientowałam się, że z moim organizmem nie jest najlepiej i przydałoby mu się oczyszczenie. Wcześniej nie rozumiałam, o co tyle szumu w mediach, po co te wszystkie diety oczyszczające i inne marudzenie. Ale, niestety, moje ciało mi wytłumaczyło. Po ciągłej, nieustannej, codziennej i dość męczącej suplementacji różnymi tabletkami, która to trwała od października, moja wątroba powiedziała dosyć, to samo mój żołądek i skóra. Często czułam ból brzucha, odbijało mi się niemalże ciągle, miałam kłopoty z trawieniem, a także takie dziwne uczucie ciężkości wszelako pojętej. Na mojej skórze pojawiły się dziwne krostki, nie spowodowane ani żadnym nowym kosmetykiem, ani jakimś szczególnym składnikiem pokarmowym. Po prostu- co za dużo dobroci, to nie zdrowo. Trzeba było coś z tym zrobić. I tak od 15.04.2013r do 15.05.2013r (tak naprawdę to nie przerwałam tej akcji) postanowiłam:

1. Rano, na czczo, pół godziny przed śniadankiem wypijać szklankę ciepłej, ale nie gorącej wody przegotowanej z połową cytryny i czubatą łyżką miodu. Duszkiem :)
2. W ciągu dnia wypijać więcej wody- jako że mam blisko Biedronkę, a tam jest moja ulubiona woda mineralna Żywiec Zdrój w większym opakowaniu, wypijałam 1,75l dziennie.
3. Ograniczyć spożycie napoi gazowanych, a także tych zawierających kofeinę. W zasadzie i tak nie piję często coli czy kawy, ale i tak.
4. Wypijać zrobione herbatki czy ziółka do końca, a nie po polowie o nich zapominać!
5. Ograniczyć spożycie smażonych potraw.

Z założeń wywiązałam się sumiennie. Nie miałam z nimi właściwie żadnego problemu, bo lubie pić często i dużo, a jak już wspominałam po napoje pobudzające sięgam sporadycznie- kiedy naprawdę MUSZĘ się obudzić, albo kiedy ciśnienie jest tak niskie, że nic, tylko spać cały dzień bym chciała. Jedynym kłopotem było dla mnie wypijanie rano wody z miodem i cytryną, bo raz- na moich zębach pojawiał się taki dziwny osad, którego nienawidziłam, oraz dwa- nie lubię czekać, jak jestem głodna to jem, a tu 30 minut..

Moje spostrzeżenia: 
1. Po wypiciu rano szklanki wody z miodem i cytryną nie jest się głodnym. Pomijając już ten okropny osad z cytryny, który nie chciał zejść po trzykrotnym umyciu zębów ze szkliwa, to ja zjeść lubię. Śniadania wcinam zawsze przed wyjściem z domu. A po wypiciu takiej mikstury czułam się pełna i syta, tak że dopiero po dwóch- trzech godzinach burczało mi w brzuszku. Z jednej strony to dobrze, z drugiej- nie lubię jeść śniadania na mieście i było to trochę uciążliwe.
2. Wspomniania w poprzednim punkcie mikstura oczyszczająca działa. Już po kilku dniach picia jej przestałam mieć jakiekolwiek dolegliwości żołądkowe. Uczucie ciężkości i odbijanie się poposiłkowe stały się przeszłością! Również przemiana materii przyspieszyła.
3. Ciągłe spożycie wody nie gasi pragnienia a sprawia, że chce nam się jeszcze więcej pić. Przynajmniej mnie się chciało. Więcej i więcej. No ale cóż, mnie się zawsze chce pić, a dzięki tej akcji chociaż mniałam przy sobie nieustannie wodę i nie musiałam się martwić o nią. Ale prawda jest też, że mój "apetyt" na wodę jakby wzrósł.
4. Zwiększone nawilżenie skóry to bujda. Niestety, ale to prawda. Moja skóra jaka była, taka jest. Suche skórki jak były, tak po wodzie nie zniknęły. Na kondyzję włosów tez nie wpłynęła, ale na to nie liczyłam :) Jedynie te nieprzyjazne krostki, o których wcześniej pisałam, zniknęły wspaniałomyślnie. 
5. Pijąc hektolitry wody miałam mniejszy apetyt. Jestem osobą, która.. no cóż, musi jeść co godzinę, ogromne ilości pożywienia. Wiedzą o tym chyba wszyscy moi znajomi, a ludzie mniej ze mną zaprzyjaźnieni dziwią się, gdzie to wszystko się podziewa, bo jem i chudnę :) Ale do czasu, bo pijąc wodę nie czułam takiego apetytu, nie musiałam jeść co godzinę i - UWAGA UWAGA - zaczęłam odżywiać się normalnie, tzn. śniadanie, drugie śniadanie, obiad, kolacja. A nie śniadanie, śniadanie, śniadanie, drugie śniadanie, drugie śniadanie, a jakiś batonik i soczek, obiad, obiad, obiad, kolacja, kolacja, o jest placek, a to może jeszcze jogurcik i bułeczka. 
6. Pijąc wodę wcale nie chudniemy. U mnie, dziwnie dużo jedzącej osoby i wciąż chudnącej, wręcz zahamował się ten proces. Przynajmniej wizualnie. I cieszy mnie to bardzo, bo zaczęły mi kości wystawać, a ja boję się kości, wewnętrznych organów, krwi i czegotam jeszcze, więc naprawdę jestem z tego faktu zadowolona. 

Z całej akcji jestem na tyle zadowolona, że kontynuuję ją u siebie pomimo zakończenia jej w blogosferze. Przyniosła zamierzone efekty, to znaczy kłopoty żołądkowe i skórne zniknęły. 

Jakie są Wasze refleksje na temat picia wody? Lubicie ją, czy uważacie że oczyszczanie organizmu to tylko tani chwyt reklamowy?

piątek, 24 maja 2013

Recenzja Odżywki bez spłukiwania Ziaja do włosów farbowanych



Witam czytające :) Niestety, dopadła mnie jakaś alergia bądź teź przeziębienie- trudno ocenić co konkretnie, ale poskutkowało to nagłym diametralnym pogorszeniem mojego ogólnego samopoczucia. I chociaż psychicznie mam się świetnie, tak moje ciało jęczy. Ale przynajmniej nie mam siły na nic innego
 jak czytanie Waszych blogów, pisanie postów i komentarzy. Dziś przygotowałam dla Was recenzję odżywki bez spłukiwania fimy Ziaja, do której kupna zachęciły mnie bardzo pozytywne recenzje i oceny na wizażu. Nie mam co prawda włosów farbowanych, ale i tak nie zwracam uwagi na to, co pisze na opakowaniu producent, więc postanowiłam kosmetyk zakupić.





Cena: Swoją Ziajkę zakupiłam w jakimś osiedlowym sklepiku, za około 4-5zł. Najprawdopodobniej było to 4,5zł. Koszt jej zakupu jest więc niewielki, co jak najbardziej przemawia na jej korzyść.

Zapach: Chemiczny. Niezbyt ładny, ale nie też taki, co się z nim wytrzymac nie da i przyprawia o ból głowy. Zwłaszcza, że na włosach nie zostaje.

Opakowanie: Twardy plastik, biało-czerwona(patriotyczna, a jakże, na euro by się człowiek nie powstydził z takim czymś pójść! ;) szata graficzna. Skromnie, ładnie i z gustem. Opakowanie jednak łatwo może się wyśliznąć z rączek, jeśli się jest taką niezdarą jak ja. Otwarcie natomiast intuicyjne wręcz: fajny dozownik, którym rzeczywiście można wycisnąć tyle kosmetyku, ile się chce. Mnie pasuje.


Dostępność: Taka-sobie. Widziałam ją jedynie w osiedlowych sklepikach, ale.. prawdą jest też, że nigdzie indziej się za nią nie rozglądałam, więc może być i lepiej. Ale! w aptekach też może być(chociaż cena wtedy idzie zwykle w górę).

Konsystencja: Jak na odżywkę bez spłukiwanie(b/s), wg. mnie gęsta. Nie wodnista, a bardziej treściwa. I z jednej strony to lepiej, bo nie zostaje na wannie, nie spływa z włosów, nie wylewa się na kafelki, ale z drugiej strony aplikacja jest trochę trudna i sprzyja wyrywaniu włosów.


Wydajność: Używałam ją jak na mnie o dziwo bardzo regularnie. A to wszystko dzięki temu, że prowadzę bloga i chcę napisac jak najbardziej prawdziwą i rzetelną recenzję :) No i uzywana po każdym bądź co drugim myciu starczyła na 2 miesiące. Jak za taką cenę(niecałe 5 zł) jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana.

Skład: 


Ehh, naprawdę nie lubię robić zdjęcia składu kosmetykom w okrągłych opakowaniach, strasznie słabo to wychodxi moim aparatem, przepraszam Was :(

Aqua - Woda
Cetearyl Alcohol - zmiękcza i wygładza
Cetrimonium Chloride - zapobiega elekryzowaniu się włosów, nadaje połysk, ułatwia rozczesywanie, konserwant
Dimethicone - Silikon zmywalny
Isopropyl Myristate - zmiękcza i wygładza,  nawilża poprzez tworzenie filmu na włosie i zapobieganie w ten sposób odparowywaniu z niego wody
Paraffinum Liquidum - Parafina. Niektóre z Was się z nią nie lubią. U mnie sama działa puszące spustoszenie, ale w niektórych zestawieniach ją lubię, np. tutaj właśnie. Podobno można ją zmyć jedynie SLS/SLeS' em, ale moim włosom wystarczy delikatny szampon.
Panthenol - Pantenol, czyli witamina B5. Jak to witamina- odżywia. Ponadto nawilża i zmiękcza, przynajmniej tak działa na moje włosy. Maksymalne stężenie wynosi jednak tylko 0,5%.
Butylene Glycol - glikol butylenowy - ułatwia wniknięcie innych składników wgłąb włosa, nawilża, zmiękcza i wygładza, humektant
Helianthus Annus Seed Extract - ekstrakt z nasion słonecznika - nawilża(ma też zastosowanie w kosmetykach do pielęgnacji twarzy, działa przeciwzmarszczkowo)
Propylene Glycol - nawilża, ułatwia przenikanie innych substancji, humektant
Aloe Barbadensis Leaf Extract - Ekstrakt z liści aloesu - wiadomo, nawilża
Ricinus Communis Seed Oil - Olej rycynowy - on mnie zastanawia, bo przecież wycusza i przyciemnia, ale tutaj może został użyty jako tania substancja zagęszczająca?
Tocopheryl Acetate - octan tokoferylu - witamina E(przenika ok. 5%) w formie estru, filtr uv
Retinyl Palmitate - witamina A, w tym wypadku chyba filtr uv, bo działanie przeciwstarzeniowe i poprawiające elastyczność to raczej ma na skórę :)
Trilaureth-4 Phosphate - stabilizator, zmiękcza
Cyamopsis Tetragonolobus Gum - substancja zagęszczająca
BHA - butylowany hydroksyanizol - przeciwutleniacz, konserwant
Sodium Benzoate - benzoesan sodu - konserwant, maksymalne stężenie to
2-Bromo-2-Nitropropane-1, 3-Diol - bronopol - konserwant
Parfum - Zapach
Citric Acid - kwas cytrynowy - konserwant naturalny

Nie będę się rozpisywać o składzie, bo.. działa odżywka dobrze i nie mam na co narzekać. Na skórę głowy jej nie nakładała, jedynie na włosy i spisywała się, o czym możecie przeczytać poniżej. Pomimo kilku składników, z którymi ogólnie sie nie lubię, to tutaj nie mam nic przeciwko ich obecności, skoro nie niszczą efektu. Co prawda zawiera kilka oblepiaczy, więc dla cienkich włosów może się nie nadać, ale dla wysoko porowatych i wiecznie napuszonych jak moje powinna dać radę :)

Działanie: Czegóż można wymagać od odżywki bez spłukiwania? Ja wymagam trzech podstawowych rzeczy: ma ułatwiać rozczesywanie, nie puszyć włosów, nie wyrywać ich. Nie sprostałą niestety wszystkim oczekiwaniom, ale mimo tego jestem z jej działania bardzo zadowolona. Po pierwsze: ułatwia rozczesywanie. Ja nakładam ją po płukance bądź po spłukaniu kosmetyku do spłukiwania(maska/balsam/odżywka) w mokre jeszcze włosy i potem rozczesuję je grzebieniem. Z nią jest o wiele łatwiej to zrobić. 
Po drugie: kiedy jej używałam moje włosy nie były tak spuszone i postrzępione na końcach, nie wywijały się we wszystkie możliwe kierunki. Odżywka poradziła sobie z ujarzmieniem i wygładzeniem włosów, a jestem tego pewna, bo używałam jej po użyciu różnych kosmetyków i z nią efekt był zawsze podobny. Niestety, przez swoją konsystencję podczas aplikacji i rozczesywaniu włosów palcami, ażeby wszędzie odzywka dodarła traciłam więcej włosów. Co prawda zaobserwowałam u siebie i tak wzmożone wypadanie ostatnio, ale jednak ten kosmetyk również miał na odczepianie się cebulek od skalpu wpływ. Ostatnie, co zauważyłam, to to że moje włosy były bardziej sztywne i niepodatne na układanie, a także rozprostowane po jej użyciu

Podsumowując, odżywka jest tania i wydajna, ma gęsta konsystencję przez co aplikacja może sprawiać kłopoty. Jednak ułatwia rozczesywanie włosów i zapobiega ich puszeniu. Wygładza je. Niestety, również rozprostowuje. Nie jest również zgodna z cg. Sama nie wiem, czy kupię ją ponownie. Póki co chcę przetestować inne kosmetyki, zamienniki. Nie wykluczma jednak, że do niej kiedyś wrócę. 

A Wy używałyście kiedyś tej odżywki?

środa, 22 maja 2013

Moja kolekcja kosmetyków do włosów - Część II: Odżywki i balsamy do spłukiwania


Dziś kolejna część mojej włosomaniaczej kolekcji. Dla zainteresowanych tutaj pokazywałam mój zapas szamponów. Dziś za to podzielę się odżywkami i balsamami. Jest to mniej przeze mnie lubiana część kolekcji, bo rzadko który kosmetyk stąd potrafi dociążyć moje włosy. Ale i tak się ich trochę(no wiem, dużo za dużo) nazbierało. Ale już więcej nie kupuję, dopiero kiedy zostsnie mi 2-3 kosmetyki z tej kategorii sie wybiorę do sklepu :)


Na zdjęciu(od lewej) znajdują się:
1. Timotei 'Złociste refleksy'(stara wersja) - dopadłam ją kiedyś cudem w Kauflandzie i musiałam mieć. Kilka lat temu ją ubóstwiałam, więc teraz postanowiłam zgromadzić zapasy(takie tam, jedynie 10 sztuk ;), jako że nigdzie jej nie ma. O to nie mam do siebie pretensji..
2. Timotei 'Złociste refleksy'(nowa wersja) - użyłam jej raz i nie byłam zadowolona. I tak stoi sobie i stoi w dwóch sztukach. Niby ma lepszy skład od starej, ale.. nie podpasowała włosom. Kiedyś dam jej jednak szansę ponownie.
3. Alterra 'Granat i aloes' - nigdy jej nie używałam. Kiedyś miałam maskę z tej serii i nie byłam zadowolona, jednka postanowiłam dać jej szansę, jako że moje włosy od tamtego czasu bardzo się zmieniły. 
4. John Frieda 'Sheer blonde' - użyłam raz i też sobie tak stoi i stoi. Niedługo ją zużyję, ale nie zachwyciła mnie póki co. Nic nie robi z włosami. A ja chce rozjaśnienia!
5. Isana z pantenolem - kiedyś ją miałam i działała całkiem dobrze(o dziwo, bo składu zachwycającego nie ma!) no i pachniała bananami <3
6. Balsam Joanna z Apteczki Babuni 'Jajko i olej rycynowy' - mniej więcej tak samo, jak z poprzednimi- raz uzyłam i bez efektów. Musze ja jakoś wykończyć..
7. Farmona 'Rumiankowa' - nieużywana. Ale zabiorę się za nią juz niedługo, bo chcę włosy rozjaśnić. Moż epomoże.
8. Farmona 'Lniana' - a może nawilży, a nie wysuszy jak żel lniany? Jeszcze nieuzywana.
9. Farmona 'Skrzyp polny' - nieużywana. Miałam świetny powód, żeby ją kupić "tamtym nie będzie smutno" ;)
10. Seboradin balsam z żeń-szeniem - po przeczytaniu wielu pozytywnych opinii boję się zapachu i licze na cud.
11. Schauma 'Push Up' - użyłam raz i nic. Słuszałam, że dociąża no i składu nie ma aż takiego złego.. ale nie mam siły jej uzywać jakoś.
12. Isana do włosów łamliwych i rozdwajających się - kupiłam, kiedy była w promocji. Ma bardzo przyjazny skład i świetną pojemność(500ml)- jak się nie sprawdzi solo to albo będe uzywała do wzbogacania, albo golenia nóg.
13. Himalaya Herbals odżywka proteinowa - dostałam grartis. Ma przyjemny skład, a moje włosy lubią proteiny. Jestem ciekawa jej działania.
14. Timotei Organic Delight': do włosów suchych, normalnych - obie zakupione w cenie na 'do widzenia' w Rossmannie. Mają niesamowite składy. Nie moge się doczekać, aż je użyję. Poza tym: śliczne opakowanka.

Trochę tego dużo, ale pocieszam się myślą, że: moje włosy zjadają tego typu kosmetyki w tempie ekspresowym, a poza tym mają one długi termin ważności. Nie zmarnuja się na pewno! 

A Wy lubicie odżywki, czy tak jak ja za nimi nie przepadacie?

poniedziałek, 20 maja 2013

Bioetika Crema di Essenza idratante - Recenzja nawilżającej maski do włosów


Kilka miesięcy temu na swoich dwóch ulubionych blogach włosomaniaczych(tak, z pewnością jest takie słowo ;)  zauważyłam bardzo pochlebne opinie autorek o tej właśnie masce. I, bardzo zaskoczona, że mniej-więcej w tym samym czasie obie autorki zaczęły zachwalać tę samą maskę, a ich włosy są troszkę inne(już nie wspominając nawet o kolorach), postanowiłam, że też muszę ją mieć i przetestować. Bo skoro taka dobra i nawilża i końcówki ratuje... No to przecież nie mogłam zrobić nic innego jak tylko ją zamówić! No i znalazła się po kilku owych dniach czekania na przesyłkę u mnie w domku i rozpoczęłam testy.



Cena: Niecałe 20zł, ale ze względu na to, że zamawiałam ją przez internet doszły koszty przesyłki. Pomimo tego całość kosztowała mnie niecałe 30zł, a biorąc pod uwage wydajnośc wychodzi, że zapłaciłam 10zł na miesiąc. Bardzo kalkulujący sie wydatek.

Zapach: Jak dla mnie nic szczególnego. Taki trochę chemiczny, trochę kremowy. Niewyczuwalny na włosach po umyciu. Niedrażniący i nienamolny. Taki o.

Konsystencja: Gęsta, bardzo gęsta. To chyba najgęstsza maska, jaką kiedykolwiek miałam. Nie spłynie z dłoni, ale ciężko troszkę nałożyć ją na włosy. Mimo to całkiem fajna- można nią zagęścić inną, rozwodnioną maseczkę na przykład :)


Wydajność: Przeokropnie wydajna. Już od pięciu myć myślę, że nakładam ją ostatni raz, a ona nie chce się skończyć. W dodatku dałam odlewkę, dość sporą zresztą, koleżance. A ona wciąż jest i jest. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona tym faktm, bo zazwyczaj maski do włosów kończą się w mgnieniu oka- ja ich nakładam sporo, nie żałując moim włosom tego odzywienia, a one w zamian zjadają je od razu. A ta maseczka jest ze mną już od 3 miesięcy, w dodatku używam jej regularnie raz badź dwa razy w tygodniu! Ale już widać denko, całe szczęście, bo juz zaczyna mi się nudzić. Mimo wszystko wydajność zwala z nóg.

Opakowanie: Bardzo eleganckie, estetyczne i takie.. profesjonalne. Podoba mi się wizualna jego oprawa. W dodatku jest poręczne i wykonane z porzadnego, twardego plastiku. Jedyne co mnie denerwuje to taka osłonka plastikowa pomiędzy opakowaniem a zakrętką, ale to mnie u większości takich słoikowych masek wkurza. Przeżyje to jakoś w każdym razie ;)



Dostępność: Tylko hurtownie fryzjerskie, także te internetowe. Ja właśnie z internetu tą maseczkę zamówiłam, dokładniej z tej strony(którą przy okazji polecam, maja bardzo tanią wysyłkę, dużo ciekawych kosmetyków w tanich cenach).
Z dostępnością jednak mogłoby być lepiej.

Skład: 



Aqua - woda
Propylene glycol - glikol propylenowy, może występować w stężeniu do 50%, nawilża i jednocześnie ułatwa wniknięcie innych składników we włosa, jednocześnie konserwant i humektant :)
Myristyl alcohol - szukając informacji o tym składniku natknęłam się na taką o nim informację "fatty-alcohol", co wydało mi sie śmieszne w dosłownym tłumaczeniu no bo wychodzi, że jest tłustym alkoholem, a ja wyobraziłam go sobie z nóżkami, rączkami i brzuszkiem piwnym ;) ale do rzeczy: jest to alkohol myristylowy- emolient, stabilizator, który dodatkowo zapobiega przed rozwarstwianiem się
Cetrimonium chloride - zapobiega elektryzowaniu się włosów, ułatwia rozczesywanie, nadaje połysk, również konserwant(jak juz kiedyś wspomniałam, kiedy kosmetyk ma ten składnik, nadaje się do mycia- przy nakładaniu dzięki Cetrimonium chloride powstawała piana)
Aloe barbadensis - emolient i nawilżacz
Coconut oil - olej kokosowy- jako jeden z niewielu olei potrafi naprawdę wniknąć wewnątrz włosa. Ponadto, gdyby go nie było, to by te wszystkie humaktanty się wewnątrz włosa nie utrzymały
Citric acid - kwas cytrynowy- regulator pH, konserwant
Parfum - zapach
Benzyl alcohol - alkohol benzylowy- pachnący uczulacz :)- to jego obwiniam za swędzącą głowę
Methylchloroisothiazolinone - konserwant      ->    tę dwójkę
Methyl isothiazolinone - konserwant         ->     bardzo często razem spotykam

Krótki i treściwy. Właściwie tylko dwa dla mnie wartościowe skłądniki w nim są, jak można się domyślić: aloes i olej kokosowy. Ale przyznam się szczerze, że przed kupnem nie wiedziałam, że jest w niej olej kokosowy, wiedziałam tylko o aloesie. I to chyba był mój błąd, bo ja jak większość właścicielek wysoko porowatych włosów, z kokosem się nie lubię. To właśnie jego obwiniam za to spuszenie włosów. No i w dodatku alkohol benzylowy- jak dla mnie niepotrzebny, bo... ani zapachu ładnego nie dał, ani nic, a podrażnić podrażnił. Niby prosty skład, ale jednak mnie nie przypadł do gustu.

Działanie: Liczyłam przede wszystkim na nawilżenie włosów. Niestety, przeliczyłam się. O ile po pierwszych dwóch podejściach do maski byłam oczarowana swoimi włosami zarówno w dotyku, jak i w wyglądzie, tak już za każdym kolejnym razem moje włosy wcale takie cudowne nie były. Otóż, po pierwszych dwóch nałożeniach moje włosy były nieziemsko wręcz mięciutkie(co rzadko im się zdarza, są sztywne z natury), błyszczące i dociążone. Natomiast potem stały się jakieś takie zbyt sypkie, puszyły się, a suchość końcówek wróciła- ona nigdy mnie nie zawiedzie, zawsze można na nią liczyć :) Mimo regularnego używania, nawilżenia włosów się nie doczekałam. Dociążenia również. Z końcami też sobie nie poradziła, a na skalp nakładac nie polecam- u mnie wzmogła jego swędzenie. Jednak włosy przy skórze głowy nie były przyklapnięte. Maska nada się więc do włosów raczej normalnych i bezproblemowych i takiegoż samego skalpu. Dla wysokoporowatych włosów puszących się- nie nada się, niestety. Zawiodłam się na niej. A szkoda. Wspomnę może jeszcze, że testowałam ją na wszelkie możliwe sposoby- solo, z dodatkami. A także z płukanką i bez. Najlepiej spisywała się chyba z dodatkiem 8 kropel keratyny- wtedy też miałam good hair day, włoski były dociążone. Kilka razy dodałam do niej również pantenolu czy mocznika, ale efekt był taki-sobie. Nie było źle, ale zachwycić się tez nie zachwyciłam.

Słyszałyście kiedyś o tej masce? A może u Was się sprawdziła? 

sobota, 18 maja 2013

Wcierka Jantar - NOWA WERSJA

Witajcie. Na dziś miałam przygotowany już inny wpis, jednak postanowiłam nieco zmienić ten plan. A stało się tak dlatego, że zrobiłam sobie malutkie zamówienie na doz.pl i kupiłam tam, jak można przeczytać w tytule, m.in. Jantar. Myślałam, że skoro jest dostępny to w tej internetowej aptece są jeszcze stare zapasy. A tutaj przychodze do domu, rozpakowuję i porównuję z opakowaniem, które kupiłam "na zapas":


Czyli coś dla spostrzegawczych. Znajdź różnicę :)
Ja od razu zauważyłam jedno: z przodu, w prawym górnym rogu pojawił się dumne jaśniejący dzięki mojej lampie błyskowej napis NOWA RECEPTURA. I przeraziłam się nie na żarty. Więc odwróciłam opakowanie i jak to każda włosomaniaczka na moim miejscu pewnie by zrobiła- zaczęłam czytać skład.

Skład starej wersji

Skład nowej wersji
Jak widać składy różnią się i to sporo. Nie będę teraz wnikać w analizę, zrobię to jak będę dokładniej recenzować tę nową wcierkę, ale.. boję się. Bo nie są to takie delikatne zmiany, a takie dość większe. No i z jednej strony się znowóż cieszę, że nie producent nie wycofał go całkowicie, ale z drugiej.. mam nadzieję, że będzie działał równie dobrze jak stara wersja, w której zakochałam się od pierwszego użycia, z resztą moje zachwyty nad nią mogłyście przeczytać tutaj. No ale cóż poradzić. Póki co bedę zużywała stare zapasy, a potem zabiorę się za nową wersję. 
A, może tak dla ciekawostki dodam że opis producenta z tyłu opakowania się nie zmienił, tak samo jak i z przodu. Jedynie to, o czym wspomniałąm wcześniej: skład, no i został dodany ten napis NOWA RECEPTURA. Buteleczka jest identyczna, ciężka, przezroczysta no i ma ten niefunkcjonalny dozownik :)

A Wy miałyście już okazję używać nowej wersji Jantara? Czy też jesteście tak ciekawe jak i ja, czy działanie również ulegnie zmianie wraz ze składem?

czwartek, 16 maja 2013

Akcja włosomaniaczek: Dokarmiamy włosy na wiosnę! - podsumowanie

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/6730301/?claim=zuwcwbfvvk9">Follow my blog with Bloglovin</a>


Witam wszystkie czytające. Ja, jak i zapewne większość włosomaniaczek blogujących zgłosiłam się do kolejnej już akcji u Anwen. Pierwotnie łykałam DroVit, który zaczęłam zażywać już dwa miesiące przed rozpoczęciem akcji, jednak ostatecznie zmieniłam suplement i przestawiłam się na drożdże piekarnicze. Zrobiłam to głównie ze względu na to, że ciągła suplementacja organizmu tabletkami oddziaływała bardzo niekorzystnie na moją wątrobę.

Drożdże piłam codziennie od 13.04.2013r do 13.05.2013r. To znaczy dwa dni, ze względu na dolegliwości żołądkowe(spowodowane najprawdopodobniej okresem), byłam zmuszona pominąć ich spożycie. Upłynął już miesiąc, a ja ich zażywanie zakończyłam, więc opiszę pokrótce efekty, jakie u mnie taka suplementacja spowodowała.

Mój przepis: pół kostki drożdży piekarniczych(dostępnych w prawie każdym małym sklepiku spożywczym, ale też i w większych supermarketach typu Lidl czy Kaufland) dokładnie rozkruszałam do kubka. Zalewałam je wrzącą wodą(lepiej więcej niż mniej, u mnie to było tak około 100ml), dokładnie mieszałam tak, aby nie było grudek i przykrywałam na pół godziny. Po upłynięciu tych 30 minut odkrywałam kubeczek, mieszałam miksturę do uzyskania jednolitej konsystencji, bo się rozwarstwiała taka substancja. Następnie przygotowywałam sobie coś drożdżowego na przegryzienie. Były to najczęściej jakies bułeczki słodkie typu: błuka z serem, z jabłkiem, rogalik z marmoladą, a kiedy takich rarytasów nie miałam musiały mi wystarczyć bułeczki maślane z biedronki(takie po 10 pakowane). Następnie nabierałam w usta powietrza, zatykałam palcami jednej ręki nos, w druga chwytałam kubek z drożdżami i piłam wszystko duszkiem. Potem od razu gryzłam szybko i przełykałam wcześniej naszykowane jedzonko. Dzięki temu jakoś przeżyłam picie tego ohydztwa, bo bezwarunkowo po wypiciu drożdży mi się odbijało. Dodatkowo przez pierwsze dni miałam odruchy wymiotne i mdliło mnie przez dobrych kilka minut, a dzięki drożdżowemu jedzeniu na przegryzienie smak się jakoś w ustach neutralizował i wymiotować mi się już nie chciało.

Możecie powiedzieć, że mogłam sobie coś do drożdży dodać: zmiksować z bananem, pić z mlekiem, kakaem, kostka rosołową, miodem. Ale po pierwsze: słyszałam, że obecność niektórych "dodatków" zmniejsza przyswajalność cennych składników w drożdżach zawartych, a po drugie przez pierwsze kilka dni próbowałam i doczekałam się ekscesów w żołądku. 

A i jeszcze taka mała ciekawostka, dlaczego trzeba drożdże rozkruszać. Sama byłam tego ciekawa i kiedyś nie pokruszyłam ich na takie drobne kawałeczki, tylko na takie większe, co by się tylko w kubek zmieściły. I oto co odkryłam(tak, wiem, Ameryka po prostu!): kiedy takie nierozdrobnione drożdże zalejemy wrzątkiem dłużej musimy je mieszać i temperatura wody stygnie i nie jest to już wrzątek, a przeciez właśnie nim musimy drożdże zalać, żeby się nie rozrosły i nie przepoczwarzyły w żołądku. Więc lepiej braj je między ręce i kruszyć w kubek.
No ale już koniec mojego ględzenia i przechodzę do konkretów :)

Cena: Ja za kostkę swoich drożdży płaciłam 0,85zł, kuracja trwała przez miesiąc, tj. 30 dni. Zużyłam 15 kostek(pół kostki dziennie), więc wyniosło mnie to 12,75zł. Całkiem niedrogo.

Zapach: Ja akurat od małego zapach drożdży lubiłam, bo drożdżowe to jedyne ciasto, które moja mama potrafi upiec :) Niestety, zapach trochę mi zbrzydł przez tą miesięczną kurację, bo kojarzy mi się przede wszystkim z tym ohydnym smakiem.

Smak: Okropność. Właściwie trudno go określić, bo nie przypomina, przynajmniej mi, nic innego co bym wsześniej jadła czy piła. Jest po prostu ohydny, zwłaszcza chwilę po przełknięciu drożdży- jak jeszcze nie zatykałam nosa byłam pewna, że zaraz drożdże zwrócę ;/

Drożdże a mój wrażliwy żołądek: Na początku chyba z samego strachu bolał mnie brzuszek. A obawiałam się dlatego, że jest on naprawdę bardzo wrażliwy na wszystko. Eh, miałam nawet atak paniki po wypiciu swojej pierwszej mieszanki i powiadomiłam przyjaciółkę, że dostanie wszystkie moje kosmetyki w spadku. Teraz wydaje mi się to śmieszne, ale uwierzcie- naprawde myślałam, że umrę :D
 Przez pierwszych kilka dni zaraz po wypiciu drożdży miałam odruch wymiotny, nudności. Od razu po łyknięciu kubka mieszanki też od razu mi się odbijało. Jednak już po jakichś 2 tygodniach wszystko się uspokoiło, a pod koniec miesiąca z drożdżami przestały mi dokuczać jakiekolwiek efekty uboczne. 

Drożdże a paznokcie: Zdecydowanie widzę efekty! Moje paznokcie są tak zdrowe, jak były kiedyś, jak miałam jakieś 10 lat i zero z nimi problemów. Są twarde, mocne, grube, nie łamią ani nie rozdwajają się. Drożdże zdecydowanie wpłynęły na niej korzystnie. Polecam.

Drożdże a rzęsy: Moje rzęsy są bardzo podobne do włosów pod wieloma względami. Zą gęste, grube, długie. Ładnie podkręcone. Jedynie na co narzekam to to, że są bardzo jasne i wypadają. Jednak dzięki drożdżom stały się mocniejsze, nie kruszyły się i przestały wypadać w takich ilościach, jak przed kuracją. Jestem naprawdę pod wrażeniem i dziękuję za to drożdżakom!

Drożdże a brwi: Jak zwykle musze robić z nimi porządek pęsetką co 2-3 tygodnie, tak podczas picia drożdży co tydzień musiałam się męczyć. Z jednej strony fajnie, z drugiej więcej zamieszania :)

Drożdże a cera: Nie mam problemów z trądzikiem i nigdy właściwie nie miałam. Czasami pojawi się jakaś krostka, ale tragedii narodowej z tego nie robię, bo i szybko znika. Drożdże nie spowodowały u mnie wysypu ani pogorszenia się stanu cery. Jednak korzystnie również na nią nie wpłynęły w żaden sposób. Efektów nie zauważyłam.

Drożdże a włosy na długości: Brak efektów. Jednak żadnych się nie spodziewałam, pomimo przeczytania wielu opinii, że drożdże przyjmowane wewnętrznie działają na długość włosów cuda. U mnie cudów nie było. Osobiście jestem zdania, że raczej pielęgnacja jest w stanie przynieść efekty długości włosów, a dieta jedynie zagwarantuje nam wzrost zdrowych włosów.

Drożdże a wypadania włosów: Tutaj również nie zauważyłam efektów. Włosy jak mi wypadały, tak wypadają. Nie liczyłam jednak na cuda i w tym przypadku, chociaż cichą nadzieję miałam. Nic się jednak nie stało i wciąż zmagam sie z problemem wypadających włosów.

Drożdże a przyrost: Rzeczywiście działają cuda! Już po kilku dniach picia drożdży pojawiły się tłumy baby hairs, które urosły w niesamowitym tempie, bo aż 7-8cm!!! Jestem naprawdę w szoku. No ale baby hairsy baby hairsami, a jak reszta włosów? Tutaj też WIDZĘ PRZYROST. W zasadzie nie muszę włosów mierzyć żeby to stwierdzić i już samo to powinno o czymś świadczyć. Jednak aby wziąć udział w akcji należało wybrać kontrolne pasemko i je zmierzyć. Ja wybrałam takie nad czołem, z lewej strony przedziałka. Na początku akcji miało ono 53-4cm. A teraz? Teraz ma 57-8 cm! Urosło aż o ok. 4cm. 
Jadnak jest jedno małe ALE. Moje włosy od zawsze dość szybko rosły. Kiedyś, w czasach kiedy były regularnie farbowane na czarno musiałam chodzić do fryzjerki "na odrosty" co 2 tygodnie. Pamiętam, że jednego miesiąca musiałam poczekać 4 tygodnie ze względów zdrowotnych na wizytę u fryzjerki i jak zmierzyłam z ciekawości linijką przyrost miesięczny to wynosił on 2,4cm. Więc liczac, że trochę się on jednak zmniejszył od tego czasu(przyrost wraz z wiekiem podobno maleje), można uznać że mój miesięczny przyrost to 2 cm. A więc drożdże przyspieszyły przyrost 100%.
Jednak, tak dla ciekawostki podam, że przez okres listopad-luty włosy urosły o 12cm. Z kolei luty-kwiecień urosły tyle, co i nic. Przyrost więc w moim przypadku jest naprawdę nieprzewidywalny :D

Zdjęcie porównawcze:

I może od razu uprzedzę pytania o kolor: 14.04 - zdjęcie robione w pomieszczeniu, z fleszem i kolor jest przekłamany
14.05- zdjęcie robione na dworzu, w świetle dziennym, bez flesza, kolor prawdziwy, tak wyglądają moje włosy naprawdę(chociaż trochę je podrasowałam silikonami ;) Lubię je w słoneczku, bo się mimo wysokiej porowatości ładnie błyskają.

Same oceńcie, czy warto pić drożdże. Ja, pomimo efektów ubocznych takich jak nudności i burze w żołądku zdecydowanie jeszcze wrócę do picia drożdży z jednego prostego względu- chcę mieć już i teraz długie włosy :) A pod koniec kuracji nawet i efekty uboczne zmalały jakoś, więc do wszystkiego cżłowiek może się przyzwyczaić.

A Wy brałyście udział w akcji u Anwen? A może też piłyście drożdże? Jakie są Wasze wrażenia?

wtorek, 14 maja 2013

Recenzja porównawcza czyli coś a la starcie tytanów: Hegron Creme Spoeling kontra Hegron Creme Voeding

 Witajcie :) Pisząc ten post jestem tak cudownie zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie, że endorfiny wprost się ze mnie ulatniają. Lubię ten stan. Już do przeszłości odeszły chwile nerwów i stresu przedmaturalnego, tak samo nie jest już ważny kilkugodzinny wysiłek umysłowy. Wreszcie mogę się odstresować i zająć blogiem w pełni. A dziś mam dla Was recenzję osławionego już wśród włosomaniaczek Hegrona. No bo czy jest ktoś, kto jeszcze o nim nie słyszał? Jeśli tak, to od dziś to się zmieni! :)


Moje małe, bardzo niespostrzegawcze oczko postanowiło przyjrzeć się dokładnie dwóm Hegronom dokładniej. Są to: Hegron Creme Voeding Odżywka bez spłukiwania oraz Hegron Creme Spoeling Odżywka do spłukiwania. Zaznaczyłam odpowiednim kolorem nazwy zgodnie z kolorem ich korka.


Zacznę może od tego, co najśmieszniejsze i najciekawsze zarazem- od składu. Otóż oba kosmetyki mają identyczny skład. Zapewne występuje w nich inne stężenie danych produktów, jednak.. no cóż, to dość zabawne i w sklepie śmiałam się do opakowań, kiedy po raz pierwszy to sobie uświadomiłam. A i teraz powoduje to uśmiech na mojej twarzy.
  
Hegron Creme Voeding(bez spłukiwania)
Hegron Creme Spoeling(do spłukiwania)



















Opakowanie: Oba mają identyczne opakowania, nawet etykiety na nich mają tą samą
szatę graficzną, a różnią je jedynie znajdujące się na nich napisy. No i korki, a dokładniej ich kolory. Odżywka do spłukiwania ma korek różowy, a ta bez spłukiwania- niebieski. Niestety opakowanie ma też jedną, a właściwie dwie wady. Jest niefunkcjonalne. Raz: kiedy rączkę mamy mokrą może się ono bardzo szybko wyślizgnąć z niej i po kosmetyku :(  Dwa: po odkręceniu korka ukazuje się naszym oczetom ogromny otwór, a ze względu na konsystencję odżywek jest to bardzo niepraktyczne rozwiązanie, gdyż kosmetyk najzwyczajniej w świecie się wylewa podczas próby jego wydobycia.


Zapach: Podczas używania zapach jest prawie niewyczuwalny, w tej kwestii odżywki się niczym nie różnią. Jest on dośc trudny do określenia. Mi kojarzy się z kremem, mlekiem, kokosem... czymś delikatnym, miękkim, łagodnym. Ale to po wyschnięciu włosów. A podczas aplikacji można wyczuć odrobinę chemii w nim. Ale ja go bardzo lubię, to jeden z przyjemniejszych zapachów jakie moje kosmetyki miały.

Dostępność: Zazwyczaj obie odżywki można dostać w tym samym miejscu. Ja widziałam je w dużych supermarketach, a także w małych sklepikach kosmetycznych. Chyba są też w Naturach. Ale w innych drogeriach raczej ich nie znajdziecie. W każdym razie źle nie jest i mozna poszukać, gdzie taniej.

Konsystencja: Rzadka, choć trochę gęstsza od wody. Może łatwo spłynąć z ręki, ale  z niej nie ucieka. Po kilku próbach aplikacji człowiek jest w stanie nauczyć się jak się nia posługiwać, żeby nie wylądowała zamiast na włosach to na płytkach/wannie.
Gorsza niż odżywka do spłukiwania. Jest o wiele rzadsza, prawie jak woda, a może i nawet rzadsza! ;)) Sama spływa z ręki i aplikacjna włosy graniczy z cudem. Zdecydowanie nie lubię w niej tego.

Wydajność: Myję nia włosy na zmianę z delikatnym szamponem. Starcza mi na około 3-4 mycia. Nie jest rewelacyjnie, ale w przeliczeniu wychodzi dwa opakowania odżywki na miesiąc, więc tragedii nie ma.
Próbowałam myć nią włosy, jednak większość kosmetyku znalazła się w wannie. Umyłam nią włosy raz i została jakaż 1/8 w opakowaniu. Tragedia.

Działanie: Jestem tą odżywką oczarowana. Używam jej do mycia moich włosów już od ponad roku i sprawuje się świetnie. Pieni się jak na taki kosmetyk bardzo dobrze, nie plącze włosów, nie wysusza ich. Po wyschnięciu są bardzo miękkie, puszyste, świeże. Domywa nawet niektóre oleje, takie jak np. Oliwa z oliwek, jeśli sa nałożone w małej ilości. Niestety ma jedną wadę: podczas mycia kosmyki wypadają w naprawdę dużej ilości i to może odstraszyć. 
Z tą już jest gorzej. Nie pieni się tak, jak jej siostra. Nie zmiękcza włosów i podczas mycia ma się wrażenie, że sa niedomyte. Trudno jest ni a umyć włosów nawet jak dla kogoś, kto już bądź co bądź od ponad roku myje odżywkami włosy. Więcej do niej nie wrócę, z pewnością.

Tak więc pojedynek wygrywa bezsprzecznie Hegron Creme Spoeling Odzywka do włosów do spłukiwania. To mój niezapreczalny ideał do mycia włosów. Nie plącze, nie wysusza, odświeża, pieni się, domywa oleje. Jedyną wadą, jak już wspominałam, jest duża ilośc wypadających włosów. Pomimo tego i tak kupię kolejne jej opakowania. Zdecydowanie polecam wypróbować*, jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji :) 

*Sprawdzi się, o ile nie macie włosów skłonnych do obciążania, a suche i puszace się i stosujecie pielęgnację w większości bezsilikonową.

Używałyście kiedyś tej odżywki? Jakie jest Wasze zdanie?

niedziela, 12 maja 2013

Podsumowanie miesięcznej walki z wypadaniem



Witajcie :) Dziś chciałam rozliczyć się zarówno ze sobą, jak i z Wami z mojej miesięcznej walki z wypadaniem włosów. Na przełomie marca i kwietnia walkę tą toczyłam przy użyciu wcierki Jantar i odniosłam zwycięstwo. Więcej mogłyście przeczytać o niej tutaj
Jednak życie nie mogłoby być tak piękne, żeby można było ciągle używać tej samej wcierki, oj nie- skalpik się nudzi i trzeba urozmaicenia szukać(widać, że kobieta ;) Więc pomyślałam, że spróbuję czegoś zachwalanego przez wiele dziewczyn- kozieradki. Jak się okazało jednak w mojej mieścinie nie ma żadnego sklepu zielarskiego. I co robić? Udać się do apteki :) Ja tak zrobiłam i tam kozieradkę bez problemu znalazłam, więc jest nadzieja i dla włosomaniaczek, które do sklepów zielarskich dostępu nie mają, tak jak i ja. 

Swoją walkę z wypadaniem przy pomocy kozieradki rozpoczęłam 11.04.2013r i trwała ona do 11.05.2013r.


Przepis I: łyżeczkę kozieradki zalałam 70-80ml gorącej, ale już nie wrzącej wody. Rozmieszałam, poczekałam aż ostygnie i przelałam do buteleczki po Jantarze. Przechowywałam w lodówce do tygodnia. Tak przyrządziłam wcierkę dwa razy.

Przepis II: 2łyżeczki kozieradki zalałam 70-80ml gorącej, ale nie wrzącej wody. Wymieszałam dokładnie, poczekałam aż ostygnie i przelałam do buteleczki po Jantarze. Przechowywałam w lodówce do tygodnia. Przyrządziłam wcierkę w ten sposób dwa razy.

Cena: Za swoją kozieradkę zapłaciłam 2,30zł Są to więc grosze w porównaniu z innymi aptecznymi gotowymi już specyfikami. W dodatku jedno opakowanie starcza spokojnie na miesięczną kurację.

Wydajność: Duża. Wcierka jest bardzo rzadka po przyrzadzeniu z któregokolwiek z wyżej podanych przeze mnie przepisów. A opakowanie, jak pisałam przed chwilą, relatywnie tanie, byłoby więc wszystko idealnie. Ale...


Zapach: Mój nos po specyfikach indyjskich stał się chyba jakiś odporniejszy, ale ja przestałam czuć smrodek kozieradki. To znaczy: wyczuwam ten rosołowaty tłuszcz przyprawy curry przy przyrządzaniu kozieradki, jednak zaraz po odkręceniu buteleczki z tym wywarem dopiero co wyjętej z lodówki zapachu nie czuć. Dopiero kiedy zdąży się ona zacieplić zapach znów wraca(yhhh, smrodek raczej). Więc jakby ktoś chciał to polecam wypróbować, jesli wcierka na was działa ale odstrasza was zapach.

Kozieradka a wypadanie: Nie pomogła. Włosy jak wypadały, tak wypadają, a czasami nawet jest ich jeszcze więcej. Nie są to może liczby rzędu 200, jednak martwię się, ze mój zawsze dość gruby warkocz się przerzedził. Myślę, że może to być jednak wina przede wszystkim stresu przedmaturalnego, bo i jeść jakoś nie mogłam ostatnio(nie ma to jak słyszeć od każdego komplementy typu "Aleś Ty zmizerniała!") i byłam jednym wielkim chodzącym kłębkiem nerwów.. Jednak tak czy siak kozieradka nie pomogła. A wcierałam ją dzień w dzień, rano i wieczorem. Zawiodłam się więc przeogromnie.

Kozieradka a przyrost: Tutaj też nie zauważyłam różnicy. Zdecydowanie u mnie przyrostu nie przyspieszyła, chociaż o to akurat nie mam do niej pretensji. Mi włosy i tak zwykle rosną dość szybko(jak kiedyś farbowałam to na miesiąc odrost wynosił 2,4cm), więc nie będę rozpaczała.

Kozieradka a przetłuszczanie się włosów: Tutaj jakiś efekt widzę. Zdecydowanie włosy pozostawały dzięki niej dłużej świeże i jest to zdecydowanie coś godnego zachwytu. Polecam więc kozieradkę osobom borykającym się z problemem szybkiego przetłuszczania się skóry głowy. Ja myję włosy co dwa dni, jednak kiedy wcierałam w skalp kozieradkę rozważałam nawet przedłużenie tego czasu do 3 dni. I kiedy czasami ulegałam temu pomysłowi nie żałowałam, bo nie wstydziłam się wyjść do ludzi owego trzeciego dnia :) 

Kozieradka a efekt push-up: Taaaaaak! Tutaj kozieradka naprawdę mnie zaskoczyła. Czytałam co prawda u innych blogerek, że jest dobra w tym przypadku, ale.. nie liczyłam na to jakoś specjalnie, chociaż przyklapnięte to moje włosy były, nie powiem. Jednak podczas wcierania kozieradki były one cudownie odbite od skóry głowy i zaczęłam wierzyć, że nawet tak ciężkie włosy jak moje mogą mieć porządną objętość, a nie być takie wiecznie przyklapnięte. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.

Kozieradka a wysuszenie skalpu: Niestety, kozieradka tak jak i większość ziół działa na mnie destruktywnie. Mój skalp stał się znów suchy i zaczął swędzieć. A mogę winą o to obarczać tylko kozieradkę. Dla wrażliwców i osób ze skalpem skłonnym do ekscesów więc zalecam większą osrtrożność przy jej używaniu oraz nawilżanie skalpu.

Podsumowując, liczyłam na większe efekty, lub chociażby jakieś efekty, jednak się zawiodłam. Kozieradka nie ograniczyła wypadania moich włosów, za to wysuszyła skalp. W dodatku ma nieprzyjemny jak dla mnie zapach. Z kolei na plus przemawia zwiększona objętość włosów, wydłużenie ich świeżości oraz jej niska cena i duża wydajność. Zastrzegam również, że.. na kazdego może zadziałać inaczej. To jest jedynie moja bardzo subiektywna opinia na jej temat.

A Wy stosowałyście kiedyś wcierkę z kozieradki? Sprawdziła się?

piątek, 10 maja 2013

Moja kolekcja kosmetyków do włosów - Część I: Myjadła

Widziałam u kilku blogerek takie udokumentowania ich włosowych kolekcji kosmetycznych i postanowiłam sama zorientować się, co i w jakiej ilości mam. Ostatnimi czasy kupowałam, kupowałam i kupowałam, bo wciąż mi się wydawało, że a to tego nie mam, a to takiej maski potrzebuję i potrzebowałam się rozeznać. I o ile z niektórymi rzeczami nie jest źle, o tyle doszłam do wniosku, że np. z maskami powinnam przystopować. Takie zebranie wszystkich kosmetyków w jedno miejsce i pstryknięcie im fotki naprawdę potrafi zszokować- nawet właścicielkę. I proszę- nie mówcie, że jestem chora(może akurat dziś to się nie uwidoczni, ale dopiero w kolejnych postach z tej serii...) bo już przestaję kupować. Naprawdę! ;) Przestaję i już! Będę wydawać na jedzenie i książki, ot co! (nawiasem mówiąc: jedzenie i książki to dwie moje wielkie miłości, mogłabym całymi dniami nic nie robić tylko jeść czytając coś)

Na pierwszy rzut poszły kosmetyki, które służą lub będa mi słyżyły do mycia włosów:


Na zdjęciu znajdują się(od lewej):
Delikatne myjadła:
1. Love2MIX Organic - Szampon z efektem laminowania(mango i awokado) - nie mogę się doczekać chwili, aż go użyję. Ma niesamowity skład. Jestem też ciekawa zapachu :)
2. Eco Hysteria - Szampon 'Mega odżywienie' - z przeróżnymi olejami w składzie, bardzo delikatny. Duża butelka i zachęcająca cena. Sama nie wiem, za które rosyjskie myjadło wezmę się pierwsze!
3. Facelle - Płyn do higieny intymnej - obecnie go używam do mycia włosów. nie mam jeszcze o nim zdania. 
4. Planeta Organica - Szampon do włosów z olejem z rokitnika, miodunką i olejem lnianym - niedawno go kupiłam. Aż umieram z ciekawości, jak się u mnie sprawdzi! No a poza tym: musiałam kupić kilka ruskich myjadeł, na jedno nie opłacało się robić zamówienia i płacić za przesyłkę, no nie?

Silne oczyszczacze(z SLS/SLeS):
5. Barwa Naturalna - Szampon piwny z kompleksem witamin - dobrze oczyszcza, nie ma zapachu, używam raz na 10 dni. Napisze jego osobna recenzję w przyszłości :)
6. K-Classic - Sensitive Shower Gel - Delikatny żel pod prysznic - pspominałam Wam już o nim tutaj. Jeszcze go nie używałam, ale nie mogę się doczekać.

Odżywki do mycia:
7. Hegron(y) - Odżywka do spłukiwania i bez - nie ma ich na zdjęciu, bo dopiero teraz sobie o nich przypomniałam. Trzymam je w łazience jako jedyne kosmetyki do włosów. Służą mi do mycia. Niedługo pojawi się recenzja porównawcza.

*Tak właściwie to pomyślałam, że powinnam zacząć pisać każdy wpis z tej serii tymi słowami: "Cześć. Jestem Weronika i jestem włosomaniaczką", wtedy Wy mogłybyście odpowiedzieć jak na tych amerykańskich filmach: "Cześć Weronika" takimi smętnymi głosami.. :D*

A jak wygląda wasza kolekcja kosmetyków? Lubicie mieć ich dużo, czy też jeden, dwa kosmetyki to aż nadto?

środa, 8 maja 2013

Recenzja: lek apteczny Seboren - czyli wcierka na wędzącą skórę głowy, łupież i szybkie przetłuszczanie się włosów


Witam wszystkie czytające! Dziś wpis przeznaczony w większości dla osób borykających się z problemami skóry głowy. Te szczęściary, których to nie dotyczy mogą zostać ot tak, z ciekawości :) Serdecznie zapraszam.


Seboren to lek apteczny. Można go dostać bez recepty. Przeznaczony jest dla problematycznej skóry głowy. Ja mówi ulotka, należy go stosować: "przy zmianach łojotokowych i łupieżu 1 raz na dobę przez 10 dni"




Skład: Substancja czynna: Extractum liquidum (1:3,5) ex Pastinaceae fructu, Urticae radice, Bardanae radice (12:8:5) - 99,5g/100g roztworu, ekstrahent: etanol 70%(v/v)
Zawartość etanolu: 60-66% (v/v)

Extractum liquidum - wyciąg wodno-etanolowy(tzw. promotor przejścia)- ułatwia zadziałanie ekstraktom
Pastinaceae fructu - wyciąg z korzenia pasternaku(to coś ma nam podziałać na łupież)
Urticae radice - wyciąg z pokrzywy zwyczajnej(pokrzywa ma właściwości odświeżające, spowalniające przetłuszczanie się włosów)
Bardanae radice - wyciąg z korzenia łopianu(ma właściwości wzmacniające cebulki)



Opakowanie: ciemna buteleczka z dość dużym otworem. Wygodna zakrętka. Wszystko jak trzeba.

Cena: zależnie od apteki, może się wahać pomiędzy 11-16zł. Jak dla mnie bardzo zachęcająca do kupna i niewygórowana.


Zapach: yh, fu! Ohyda, czyli alkohol w czystej postaci. Śmierdząco-duszący, ale da się go wyczuć w czasie aplikacji jedynie, kiedy już lek jest na skalpie ten smrodek chemiczny zanika powoli, a po kilku godzinach nie czuć go wcale.

Dostępność: tylko i wyłącznie apteki. W mojej małej mieścinie nie ma go niestety w każdej i z jego dostepnością jest coraz gorzej, bo znika nawet z tych aptek, w których wczesniej był. Może to ulegnie zmianie, ale nie wiem. W każdym razie dostępnośc słaba.

Wydajność: Ze względu na to, że myję włosy co 2 dni nie używałam go wg. zaleceń na opakowaniu, tj. codziennie, ale co 2 dni, na kilka godzin przed myciem, tak aby miał szansę się wchłonąć. I dobrze robiłam, bo troszeczkę przetłuszczał włosy zaraz po aplikacji. Po jakichś dwóch tygodniach takich aplikacji dawałam skalpowi odpocząć i robiłam od Seborenu przerwę. Potem znów do niego wracałam. Przy takim używaniu starcza spokojnie na kilka miesięcy. Bo co prawda trzeba nim nasączyć wacik i tak aplikować i to trochę słabe jest, bo dużo zostaje w waciku na moje oko, a pomimo tego w opakowaniu wciąż dużo zostaje. Przez rok zużyłam 3 opakowania.

Działanie: Już po tygodniu widać efekty! To niesamowite, ale to prawda. Już po 3-4 aplikacjach jest różnica. Po pierwsze: łagodzi i koi skórę głowy. Tzn. na pewno jej nie nawilża(no jak, tyle alkoholu!), ale skóra głowy przestaje swędzieć, co jest dla mnie wybawieniem. Po drugie: kiedyś miałam łupież. Kiedy wraca(jak jakiś szampon albo cokolwiek innego mi podrażni skalp) zawsze sięgam po Seboren i łupież znika dość trwale. Po trzecie: nie jest to co prawda przewidziane przez producenta, ale w okresie, kiedy stosuję Seboren wypada o wiele mniej włosów! Skalp staje sie zdrowy i bielutki!
A co do problemów z przetłuszczaniem: jak myłam włosy co 2 dni tak je myję. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Jak dla mnie jest to bardzo dobra wcierka, jednak nie można jej używać stale, ze względu na przesuszenie skóry głowy. Zaleca się też rozwage przy używaniu w okresie letnim(ja nigdy go w wakacje nie używałam), bo może powodować większą wrażliwość na promienie słoneczne. Może tez kogoś uczulić. Więc nalezy być ostrożnym. Jednak jak dla mnie jest bezkonkurencyjny!

Słyszałyście kiedyś o Seborenie? A może też go używałyście? Podzialcie się swoimi opiniami! :)

poniedziałek, 6 maja 2013

Wygrana walka z rozdwajającymi się końcówkami!


Witajcie! Dziś postanowiłam napisać notkę podsumowująco-opisującą moją walkę z rozdwajającymi się końcówkami. Tak więc zainteresowane są skazane na zmierzenie się z moim ględzeniem wypełnionym po brzegi marudzeniem. Bo oto już zaraz przedstawię wam moją końcówkową historię :)

Kiedy miałam jeszcze jakieś 12-13 lat moje końcówki były bezproblemowe. Nie chodziłam podcinać ich regularnie do fryzjerki. Chodziłam do niej właściwie tylko wtedy, kiedy miałam ochotę na odmianę fryzury. A końce były zdrowe i się nie rozdwajały.
Jednak potem przyszło farbowanie(chemiczne, a jakże) i codzienne prostowanie, a po kilku latach dekoloryzacja i kolejna farba(zbliżona do mojego koloru). I w chwili obecnej  końcówki pamiętające te czasy mają ok. 3cm. Niedługo je podetnę, ale jednak bardziej zależy mi na długości, więc muszę poczekać.

Niestety, przez kilka ostatnich miesięcy "przeczekanie" było to trudne. Mrozy i zima silnie dały się we znaki moim włosom, pomimo tego że było zaledwie kilka takich sytuacj, że nie były one schowane przed mrozem pod kurtką. Wciąż się rozdwajały, rozpoczwarzały a ja nie wiedziałam co robić. Jadłam zdrowo(warzywa, owoce, nabiał, ryby) i zrównoważenie. A na końcach(i to nie tylko tych najdłuższych kosmyków, także tych znajdujących się na wysokońci ramion) był porozdwajane. Zaczęłam więc używać jakichś silikonów. Mam tutaj na myśli serum A+E z Biovax'u oraz kurację Marion. Niestety, nie pomogło. I wtedy przypomniało mi się, jak poradziłam sobie z tym problemem rok temu, kiedy to włosy były jeszcze baaardzo zniszczone. Otóż używałam oliwki Babydream fur Mama. Niestety, w moim Rossku już jej nie widać, więc w zastępstwie była u mnie oliwka pielęgnacyjna HiPP.

Jak jej używałam przez ostatni miesiąc? Nakładałam ją na suche(albo w 80% suche) włosy. A dokładniej: rozdzielałam włosy na połowy, jakbym chciałą zapleść dwa warkocze. Zakręcałam jedną część na palcu, wyciskałam 3-4 krople oliwki i wcierałam opuszkami palców w końce. To samo robiłam z drugą częścią włosów. Robiłam to co dwa dni, ponieważ co tyle właśnie myję włosy. A dzisiaj postanowiłam podsumować tę moją małą akcję i zobaczyć efekty. I jakże się zdziwiłam, kiedy przyjrzałam się uważnie(z jakieś kilka minut) moim końcówkom! Nie zauważyłam żadnego rozdwojenia!

Muszę jednak powiedzieć o czymś chyba najważniejszym: oliwka nie "skleiła" rozdwojeń już istniejących. Ja po prostu w chwili, kiedy oglądałam jakiś serial bądź czekałam gdzieś(np. w kolejce do lekarza) brałam włosy w rączkę i szukałam rozdwojeń. a jak je już znalazłam, to skracałam taki włos. Jak? Po prostu owijałam go wokół palca i odrywałam rozdwojoną końcówkę. Dużo wtedy włosa ubywało, bo czytałam, że jeśli "podetnie się" za mało, to zniszczenie pójdzie w górę włosa i wciąż będą się końcówki rozdwajać. Jak na razie jestem szczęśliwa nie będąc już posiadaczką rozdwojonych końcówek- wygrałam z kolejnym problemem!

Oczywiście nie mówię, ża taki sposób jest dobry, najlepszy i w ogóle zdziała cuda u każdego. Bo tak nie jest. Jednak z pewnością oliwka(taka, jaką Wasze włosy lubią, na którą reagują dobrze) lepiej zabezpieczy, ochroni i odżywki wasze włosy aniżeli silikonowe serum, które tylko oblepi je filmem. Filmem, który trzeba w dodatku zmyć silnym, niszczącym detergentem. Dla mnie to było błędne koło i kiedy z niego wyszłam, było to wybawienie.

Ah, i jeszcze jedno: dla zainteesowanych możliwymi przyczynami rozdwajania się włosów zapraszam tutaj. Kascysko chyba wyczerpała temat, w dodatku zrobiła to bardzo skondensowanie, acz treściwie. Nie chciałam się więc tutaj powtarzać i pisać o powodach powstawania rozdwojeń, skoro jest takie gotowe kompedium wiedzy. Ja tylko dałam znać, jak sobie z problemem poradziłam :)

A teraz pora na zdjęcie przedstawiający mniej-więcej stan moich końcówek(mój aparat jest słaby, wybaczcie):



A Wy borykacie się z problemem rozdwojonych końcówek? A może też z nim wygrałyście?